Soundedit 2017 - Gary Numan
Fot. Materiały prasowe organizatora
Korespondencja -
Emmanuella Robak
Dźwięk pustynnej planety
„Savage (Songs from a Broken World)” – na ekrany kin wszedł właśnie film w reżyserii Gary’ego
Numana, ukazujący wizję postapokaliptycznego świata w obliczu globalnego ocieplenia, w którym człowiek walczy za wszelką ceną o przetrwanie, egzystując w cieniu swoich wszystkich mrocznych dokonań.
Główny bohater – Gary przenika kultury Wschodu i Zachodu, próbując znaleźć ten jedyny punkt wyjścia, od którego wszystko zacznie się na nowo. Szuka przebaczenia, zrozumienia, szuka rozwiązań, które pomogą mu zbudować nowy świat na zgliszczach starego. Swoim głosem i pieśniami, niczym „Czyniący” prosto z powieści Grzędowicza, powołuje do życia niestrudzoną armię
„Ghost Nation” i wraz z nią dociera ze swoim przekazem do tych najbardziej opornych muzycznie przedstawicieli gatunku ludzkiego. W podróży towarzyszy Gary'emu jedenastoletnia córeczka Persia oraz producent muzyczny Ade Fenton. Czy bohaterom uda się dzięki muzyce stworzyć nowy świat?
„Savage (Songs from a Broken World)” to nie film, a ja nie piszę recenzji filmowej. Powyższy opis nie jest jednak wcale tak zupełnie przypadkowy. Ale od początku. 15 września 2017 nakładem BMG ukazał się dwudziesty pierwszy studyjny album Gary’ego Numana – mistrza i prekursora wielu nietypowym rozwiązań oraz unikatowych brzmień elektronicznych. Nad nowym albumem pracował oprócz
Gary’ego, producent Ade Fenton, którego fani doskonale kojarzą z poprzednich albumów, a mixem i mastering zajęli się Nathan Boddy, Paul Carr oraz Matt Colton. I od razu podniosły się krytyczne głosy fanów czekających na nowe brzmienie
Numana: jeśli Fenton miesza w tym palce, to wiadomo, że nie dostaniemy nic nowego. No, ale właśnie – ile ludzi, tyle opinii.
Jak prezentuje się najnowsze, apokaliptyczne dziecko Numana? Na singiel promujący album wybrano „My Name Is Ruin” z wokalizami Persi – czyli najmłodszej córki
Numana. Jest to najbardziej przebojowy numer z albumu, a dodatkowym atutem jest klip w reżyserii Chrisa Cornera (znanego m.in. z projektu IAMX). Chris (jak zawsze) stworzył świetny obrazek, zrobił genialne zdjęcia, a całość dopełniła wizję albumu. Po promocji singla padł zarzut – ale przecież to przypomina do złudzenia
„Love Hurt Bleed” z poprzedniej płyty. Tak przypomina, ale jeśli już porównywać
„Savage” i „Splinter” to zdecydowanie „Savage” wygrywa to starcie. Cały album jest bardziej spójny, niż poprzednie wydawnictwo. Dobrze się go słucha w całości, a co więcej właśnie jako całość stanowi ciekawy koncept fabularno-narracyjny, który spokojnie mógłby przyczynić się do powstania jakiegoś fajnego filmu postapo. Genialna ścieżka dźwiękowa do tego filmu już jest. Bo właśnie – „Savage” jest albumem filmowym, jest bardzo melodyczny, patetyczny, wzniosły. Każdy numer nadaje się jako tło finałowej sceny filmu (kręconej najlepiej w slow motion). Nie każdemu takie rozwiązanie będzie się podobać.
Ale co jest chyba najważniejsze – „Savage” brzmi totalnie na żywo. 27 października Gary Numan wystąpił w łódzkim klubie „Wytwórnia” w ramach Festiwalu dla Producentów Muzycznych Soundedit. Sam festiwal jest niesamowicie ciekawym wydarzeniem – poza koncertami na uczestników czekają warsztaty, wystawy, wernisaże, spotkania i prelekcje. W ciągu czterech dni można doświadczyć praktycznie wszystkiego, co dla muzyka jest ważne – od teorii po praktykę. Numan wystąpił w piątek. Koncert rozpoczął monumentalny
„Ghost Nation” i od razu było widać jedno – profesjonalista wszedł na scenę. Muzyk dał genialny, bezbłędny występ, zostawiając swoich słuchaczy w całkowitym osłupieniu. I naprawdę mogą pojawiać się głosy, że nowy album bliźniaczo przypomina wcześniejsze dokonania Numana, że brzmi jak zbieranina odrzutów z poprzednich płyt, że gdyby nie Anton, to album na pewno brzmiałby inaczej – zarzutów można znaleźć całe mnóstwo, ale tylko do momentu usłyszenia tego materiału na żywo. Wtedy wszystkie argumenty giną, a zostaje tylko muzyka.
Ja uważam „Savage” za bardzo dobry krążek, a takich utworów jak „Ghost Nation”, „When The World Comes Apart”, „My Name Is Ruin”, „And It All Began With You” – mogę słuchać na okrągło. Jest jeszcze moja perełka – bonusowy utwór
„If I Said”, który ma dokładnie te emocje, których zawsze szukam w muzyce. I z niecierpliwością czekam na kolejny występ pana Numana w Polsce. Obiecał, że szybko wróci. Mam nadzieję!
|