OFF Festiwal 2023 Fot. Paweł Chmielewski Tekst Mirosław Krzysztofek Na zdjęciach: Big Joanie, Wojtek Mazolewski Yugen 2, Off!, underscores, Butch Kassidy, Dreya Mac, Special Interest Sad Smiles, Tropical Soldiers in Paradise, Izzy And The Black Trees, Soyuz, Son Rompe Pera, Balming Tiger, Spiritualized Węże, Trupa Trupa, Hania Rani, Desire
Dzień pierwszy. W oczekiwaniu na deszcz. Szesnasta edycja Off Festivalu w zapowiedziach meteorologów wyglądała na najbardziej deszczową w historii. Na szczęście naukowe podejście do pogody opatrzone jest błędem. Pierwszy dzień wydarzenia podczas trwania koncertów był wilgotny, ale nie zalany. Zaczęliśmy go jak zwykle od polskiego akcentu pod wiele mówiącą nazwą Wojtek Mazolewski Yugen 2. Bardziej wokalna, wersja Yugen z numerem 2, zaprezentowała muzykę z krainy łagodności. Niemal akustyczną i wyciszoną. I to, co pozornie mogłoby być siłą na zadaszonej scenie OFFa stało się niedogodnością dla części publiczności na Scenie Leśnej. Otwarta przestrzeń, pora dzienna, praktycznie brak oświetlenia scenicznego, to wszystko zakłóciło odbiór tej bardzo intymnej muzyki. Po tym przynajmniej dla mnie wyciszonym starcie przyszedł czas na bardziej radykalne doznania. Punkowa supergrupa OFF! po raz pierwszy na OFF Festivalu. Brzmi nieźle? Było jeszcze lepiej. Krótkie kompozycje grupy zabrzmiały świetnie na głównej scenie katowickiego festiwalu. OFF!, jest zespołem złożonym z doświadczonych muzyków, ciągle cieszących się ze wspólnego grania i publiczność to czuje. Energetyczne utwory przeplatane „nowojorskim noisem” powinny ruszyć każdego, kto lubi rock’n’rolla. I tak rzeczywiście było. Strzał w dziesiątkę. Nie wiem, czy to wpływ OFF!, ale po tym koncercie poczułem się głodny. Nawis inflacyjny, to tylko komunistyczna legenda. Poza tym zdałem się na ekspertów, czyli kilku przyjaciół, którzy próbowali różnych rzeczy z food trucków i mówili, że jest znośnie. „Znośnie” nie mam w diecie, więc napiłem się piwa. Po spożyciu często sobie zadajemy pytania. Na przykład o sens życia. A nawet takie: Czy zapowiadany jako potencjalne najważniejsze wydarzenie pierwszego dnia OFFa koncert grupy Butch Kassidy okaże się takim wydarzeniem? Aby to sprawdzić, udałem się na Scenę Eksperymentalną. Od razu zauważyłem, że chcących sprawdzić to samo, co ja, jest bardzo dużo, więc namiot był bardziej niż pełny. Fotograf Paweł, który latał z aparatem od sceny do sceny, narzekał, że nie można się dopchać do zespołu. Taką ma pracę na OFFie. Ale za to co się nabiega! Ja mam lepiej, bo kontempluję dźwięki. Londyńczycy zespołu Butch Kassidy grają post-rock. Określenie to wymyślono prawdopodobnie po to, żeby nie używać „boomerskich” określeń rock psychodeliczny lub, o zgrozo, rock progresywny. Dla pokoleń X, Z, czy co tam jeszcze, mogłoby być to nie do przyjęcia. I tak powstał post-rock. Niby świeży, ale jednak osadzony w muzyce dinozaurów. Koncert rzeczywiście był wydarzeniem pierwszego dnia OFFa. Po reakcji publiczności widziałem, że częścią uczestników występ Butcha Kassidy wstrząsnął, co w dzisiejszych czasach jest trudne. No, chyba że się jest „boomerem”. Strzał i wydarzenie na miarę OFFa! Po tych znakomitych, aczkolwiek chwilami trudnych w odbiorze koncertach, występ rapera Pusha T okazał się miłym, tanecznym i leniwym chill outem. Mimo zaangażowanych tekstów. Ale tak już jest, no prawie, w tym całym hip-hopie. Podsumowaniem pierwszego dnia OFFa, od razu napiszę, że trafionym, był występ nowoorleańskiej grupy Special Interest. Nowy Orlean kojarzy się z zupełnie inną muzyką, przynajmniej w świadomości masowej. Tym razem dostaliśmy wybuchową mieszankę pod hasłem sex, drugs, disco & rock’n’roll. Z dodatkiem punkowego gniewu. Wokalistka Alli Logout porwała publiczność witalnością, odważnym strojem i zachowaniem. Już widzę miny naszych konserwatywnych „wolnościowców” i innych tego typu osobników, gdyby przyszli na taki koncert. Żartowałem. Wcale nie chciałbym ich na nim widzieć. OK Boomer. Koniec pierwszego dnia. Dzień drugi. Czasem słońce czasem deszcz. Podobno nieważne, jak się zaczyna, ale uważam, że warto dobrze zacząć. I takim udanym startem był koncert Izzy and The Black Trees, czyli punkowy głos kobiet w Twoim domu. Zespół dowodzony przez Izabelę Rekowską dał solidny występ. Mimo że w świetle dnia – słuchało i oglądało się dobrze. Przyznają się do wpływu na ich muzykę Patti Smith i Rosin Murphy. Ja bym dodał Siouxsie and The Banshees i Dry Cleaning. Nie zabrakło odniesień do nadchodzących wyborów. Chodźcie na wybory, bo ktoś pójdzie za Was. Ze Sceny Głównej do Sceny Leśnej jest może z 200 metrów, ale koncert, który odbył się wczesnym wieczorem, przeniósł nas w lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Pięćdziesiąt lat po wydaniu pierwszej i jedynej płyty soulowa formacja The Staples Jr. Singers ruszyła ponownie w trasę koncertową. Koncert nasycony nostalgią, brzmieniami gospel i tym, co najlepsze w Tamla Motown. Podniosła atmosfera, ale szczera i bez patosu. Czasy i klimat, które odeszły, ale na ten sobotni katowicki wieczór warto było czekać. Żeby daleko nie chodzić, bo festiwale zazwyczaj wymagają intensywnego chodzenia, wybrałem się na występ Nation of Language. Nostalgia, która przeczepiła się do mnie na koncercie „Staples Jr, Singers” widocznie była zaraźliwa, jak Covid-19, bo ten uroczy tercet przeniósł wszystkich na szkolne prywatki z lat osiemdziesiątych, gdzie często królowały brytyjskie i nie tylko zespoły syntezatorowe takie, jak OMD, Ultravox czy norweski A-ha. Komentarz publiczności: taka fajna muzyka. Właśnie. Chłodno to i poprzytulać się można. Przyszedł czas na występ gwiazdy drugiego dnia OFF Festivalu, czyli brytyjskiej formacji Spiritualized, Po raz pierwszy usłyszałem o nich podczas pobytu w UK, gdzie nabyłem CD pierwsze wydanie „Lazer Guided Melodies”. Dociekliwi mogą sprawdzić kiedy to było. Co do koncertu, to był to pod względem jakości dźwięku, profesjonalizmu, rozmachu i klimatu jeden z najlepszych występów na OFFie 2023. Melodyjny, psychodeliczny rock najlepiej sprawdza się późnym wieczorem. Twórczość Jasona Pierce’a i przyjaciół jest wielobarwna – korzysta z różnych, często odległych od siebie gatunków muzycznych. I tak też było tym razem. Występ polskiej formacji Udary, czyli Dawida Podsiadło i spółki można określić dwoma słowami: po co? Nie zagrali lepiej od oryginału – The Strokes. Kopie są ładne, ale zazwyczaj nic poza tym. Nie podobało mi się. Może dlatego, że album „This Is It” The Strokes znałem kiedyś niemal na pamięć. Grająca na Scenie głównej ikona stylu shoegaze – grupa Slowdive była miłym akcentem dobiegającego końca drugiego dnia festiwalu. Wystąpili na OFFie po raz drugi i na pewno nie był to występ gorszy niż ten sprzed kilku lat. Trzymają poziom, a ich buty są ciągle interesujące. Mają swoje historie do zagrania i opowiedzenia. Mimo późnej pory koncertu i dosyć męczącego dnia słuchało się tego bardzo dobrze. Dzień trzeci. Pogoda zawsze jakaś jest. 16 mgnień dobrych dźwięków. Nawodnienie, odpoczynek i pozytywne nastawienie. Pod tym hasłem rozpoczęliśmy ostatni dzień katowickiej przygody z dźwiękami. Trupa Trupa z Trójmiasta gra muzykę, która mogłaby być wizytówką katowickiego wydarzenia. Wokalista i gitarzysta Grzegorz Kwiatkowski oraz pozostali członkowie grupy posiadają ten rodzaj charyzmy, o którym mówimy „są spoko”. Dla mnie jeden z lepszych koncertów na tegorocznym wydarzeniu. Widziałem ich na żywo po raz pierwszy, a cała pierwsza płyta zespołu Headache, to koncertowy samograj. I nie prawda, że ponura. Po prostu smutna w piękny sposób. Trochę padało, ale prawie nie zauważyłem. Świetny koncert. Na „odsmucenie” lekarze zalecają Franka Warzywa & Młodego Buddę. Dobry wybór! Ci, którzy pokochali Jeffa Buckley na pewno dobrze odebrali niemal akustyczny koncert Tamino z gościnnym udziałem Colina Greenwooda basisty grupy Radiohead. Dla lubiących tańczyć idealnym koncertem był występ Desire. Ponownie synth-pop z lat osiemdziesiątych w nowej odsłonie. Przyznaję. Chociaż nie do końca mój klimat, to trochę poskakałem. Zapowiadany jako wydarzenie występ Panda Bear & Sonic Boom był uroczy, ale ten rodzaj zabawy z publicznością do mnie nie przemawia. Dziecięce melodyjki udające poważne kompozycje najlepiej wychodziły The Residents, ale może to ja czegoś nie rozumiem. Podsumowując: Miło, ale bez rewelacji. No i King Krule na koniec ostatniego dnia OFF Festivalu – najbardziej zróżnicowanego i radosnego ze wszystkich tegorocznych dni OFFa. Koncert znakomity. Wszystko, co najlepsze w tak zwanej muzyce alternatywnej słychać w twórczości King Krule. Co nie znaczy, że to był najlepszy koncert szesnastego OFFa. Jak co roku każdy znalazł coś „najlepszego” dla siebie. Były odkrycia i rozczarowania. Zabrakło porządnego grania z okolic metalu, ale nic nie jest doskonałe. Poza tym, że jak napisałem wcześniej, ten był radosny, to ostatni dzień jest zawsze trochę smutny. Bo jest ostatni. Za chwilę prawie każdy uczestnik wróci do tak zwanej szarej rzeczywistości. Dźwięki gdzieś tam w głowie wybrzmią na dobre i będziemy czekać na następny OFF. A to przecież cały rok!
|
_________________________________________________________________________________________________________ |
"Projektor - kielecki magazyn kulturalny" Paweł Chmielewski (redaktor
naczelny) ISSN 2353-1037
Copyright by Stowarzyszenie Twórcze "Zenit". Kopiowanie treści bez zezwolenia wydawcy jest naruszeniem ustawy o prawach autorskich.
|