JAN WILCZEK "NUMER 16 PRODUKUJE" - wyd. 1949. Akcja utworu rozgrywa się tuż po zakończeniu II wojny światowej na Ziemiach Odzyskanych. Przedwojenny inżynier z Warszawy, uczestnik powstania, więzień obozu inżynier Stanisławski w drodze do stolicy zatrzymuje się w jednym z miasteczek, gdzie podejmuje się uruchomienia słynnych przed wojną zakładów cukierniczych Begermana. Główny bohater nie jest komunistą z przekonania lub powołania, ale raczej typowym technokratą przywiązanym do swego zawodu, który podejmuje trudne wyzwanie - przesłanie było jasne , nawet osoba niezwiązana ideologicznie z ustrojem mogła się okazać pożyteczna, o ile będzie pracować dla jego dobra. Początkowo uruchomiony zostaje tylko oddział produkcji marmolady (dość niesmacznej), a Stanisławski zmaga się przede wszystkim z brakiem wykwalifikowanych pracowników, jedyni Polacy to Broda i Malik, natomiast zatrudniani Niemcy kradną albo lenią się - nowy dyrektor musi zmagać się z przeszkodami administracyjnymi, ale również typowym dla tego nurtu przypadkiem sabotażu - jeden z robotników (Niemiec Baeslack) niszczy maszynę - ranny dyrektor nadal pełni swoje obowiązki, a tchórzliwy sabotażysta oczywiście ucieka z miasta. Produkcja zostaje wznowiona, ale nowe państwo potrzebuje nowych wyzwań - ludność już nie chce jeść marmolady, domaga się cukierków. Stanisławski osobiście przekonuje do pracy przedwojennego mistrza cukierniczego Klewera, a w fabryce pojawiają się nowy dyrektor administracyjny Wierudzki i pracownica biurowa panna Karska. Z osobą pierwszego związany będzie wątek sensacyjny, z osobą drugiej romansowy. Pomimo jednak wzajemnej sympatii nigdy do niczego bliższego nie doszło - zgodnie z zaleceniami powieści produkcyjnej dyrektor Stanisławski i referent Karska wyznają sobie uczucia intensywnie pracując dla rozwoju fabryki cukierków. Toczą się jakieś dyskusje polityczne w trakcie, których główny bohater określa , że jeszcze w trakcie powstania uważał postępowanie rządu emigracyjnego za złe, natomiast gen. Okulickiego (skazanego w procesie moskiewskim) za szaleńca i zbrodniarza. Tymczasem spotyka prezesa zjednoczenia przemysłu spożywczego Kuralskiego, który jak się okazuje jeszcze przed wojną socjalizował, a teraz wszystkie siły oddaje dla dobra nowej ojczyzny. Stanisławski jest pod olbrzymim wrażeniem ogromu zadań, które przed nim stoją - w porównaniu z Kuralskim jego rola jest mała i nieznaczna. Tymczasem w fabryce brakuje zamówień, maszyny są zdekompletowane , szerzą się pogłoski na temat samego dyrektora, urzędnicy mnożą dyrektywy i okólniki (na nadmiar biurokracji wolno było narzekać - jeszcze Lenin do tego zachęcał) i zaufany brygadzista Malik zaczyna zaglądać do kieliszka. Wtedy podczas zebrania w fabryce płomienną mowę wygłasza magazynier Urbanowicz (przysłany przez partię), wszyscy płoną entuzjazmem i podejmują uchwałę o pracy w niedzielę oraz rozpoczęciu produkcji czekolady. Tymczasem radzieccy kooperanci składają zamówienie na kilkanaście ton produktów, przysyłają niezbędne produkty, a nawet części do maszyn ; sytuacja w fabryce również ulega poprawie - dzieli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa aresztują Wierudzkiego, który nie tylko fałszował rachunki, ale próbował sprowadzić referent Karską na złą drogę (bez powodzenia), a jak się później okazało w czasie wojny współpracował z Niemcami. Fabryka przestaje być anonimowym zakładem nr 16 i otrzymuje zaszczytną nazwę "Słowianka". Robotnicy wykonują wszystkie normy, a dyrektor Stanisławski otrzymuje propozycję objęcia stanowiska po niedawno zmarłym Kuralskim. Utwór ma zakończenie otwarte - czy nasz bohater podejmie większe wyzwanie, czy pozostanie w swym ukochanym, wzorcowym zakładzie?
|
|