OFF Festiwal 2017

Galeria 1 | Galeria 2 | Galeria 3

Korespondencja - Paweł Chmielewski

Artykuł - "Projektor" 5(26)/2017 - Mirosław Krzysztofek

1
ZAMIAST WSTĘPU:
Wyjeżdżamy na Off Festiwal. Na razie tylko taka wstępna korespondencja czyli plany - co by było gdyby, a co będzie zobaczymy:
Pierwszego dnia spotkanie z Ziemowitem Szczerkiem, którego lubię za złośliwy humor i komentarze polityczno-socjologiczne. Równolegle na innej scenie (nie w Kawiarni Literackiej) zagra Trupa Trupa - czysta ciekawość pcha mnie na ten koncert, bo - chyba się nie mylę - jej tekściarzem/ liderem jest Grzegorz Kwiatkowski, którego dwa tomy recenzowaliśmy w "Projektorze". Jednak mimo wszystko Trup pozostanie zimny i niech nawet sobie pije wyborne, młode wino - jednak Szczerek. Potem pewnie Hexa ze ścieżką dźwiękową do "Factory Photography" Davida Lyncha. Lynch ma u mnie taki kredyt, że w zasadzie wszystko co zrobi kupuję w ciemno - nawet 9 odcinek "Twin Peaks", który - jak twierdzą niektórzy - potrafił wyrwać kawałek mózgu. Nie wiem jak zakończę dzień pierwszy - na szczęście jedzie kilku znajomych o gigamegantycznej wiedzy muzycznej i na pewno coś ciekawego wygrzebią.

Dzień drugi - punkt literacko najważniejszy - nowa biografia Lema (by Wojciech Orliński). Zacząłem czytać przedpremierowy egzemplarz. Dystansu - jako lemofil - nie mam zbyt wielkiego. Orliński też go do końca nie ma - bo zresztą nie musi. Polecam - świetnie się czyta. Potem - łamanie nóg - i niestety panie Małgorzata Halber i Natalia Fiedorczuk (która moim zdaniem dostanie Nagrodę Gombrowicza za "Jak pokochać centra handlowe"), przegrywają z PJ Harvey, która zaczyna grać o tej samej porze.

Dnia trzeciego - posłucham Julii Szychowiak (to z tej działki literackiej festiwalu). Szczepana Twardocha sobie odpuszczę - "Morfinę" przeczytałem, przyznaję z przyjemnością, ale "Drach" mnie skończył, umaltretował - niedokończenie lektury, to w moim przypadku rzadkość więc już po "Króla" nawet nie sięgałem. Wieczorem jest prawie trzy godziny Swans - podobno ostatni koncert. I to pewnie przykryje całość.
A reprezentacja redakcji "Projektora" będzie w Katowicach kilkuosobowa
2
DZIEŃ PIERWSZY
Pierwszy dzień - wygląda, że to będzie festiwal gitarzystów, tak - jak to znam z relacji zeszłoroczny był festiwalem klawiszowców-elektroników. Gitarzystów i perkusisty grupy Shellac. Takie przynajmniej jest pierwsze wrażenie - nie widziałem oczywiście wszystkiego, bo podróże równoległe odbyłem tylko raz - między ciekawymi tekstami z zapowiadanej płyty Trupa Trupa a profesjonalnym szaleństwem postpunkowców z Idles. Między nimi wszedłem na pięć minut do Kawiarni Literackiej. I jak szybko wszedłem, tak szybko wyszedłem - Putin to, Macron tamto, Trump totamto - nie to miejsce, nieoffowo - politycznie gadające głowy mamy w stu pięćdziesięciu programach telewizyjnych. To jedno z największych rozczarowań dnia pierwszego. Drugim był The Men - pięknie rozpoczęli, ale potem jakoś tak się zaczęło to rozłazić. Co do kawiarni literackiej - dziś Orliński i Lem - mam nadzieję, że będzie wreszcie literacko, a nie politologicznie. (PS. Chociaż może właśnie jest na odwrót? Dnia drugiego, koło 23, gdy już spokojnie usiedliśmy sobie na chwilę, weterani offu stwierdzili, że kompletnie nie mam racji, bo dyskusje społeczno-polityczne zawsze były na offie potrzebne, ludzie chcą w nich uczestniczyć. )
Więc po tym zgrzycie wróciłem akurat na końcówkę Idles i wynoszenie przez publikę lidera - i co? - filmować czy robić zdjęcia? Pozazdrościłem ośmiornicy. Dobrzy są - odjechane mają teledyski - punkowe granie z Tate Gallery w tle. Yes! Nie przebili jednak Shellac - numer jeden dnia pierwszego, spośród widzianego. Smaczki i króciutkie inspiracje Free, Black Sabath, Aerosmith - rczej muzyczne żarty. I konsekwentna niechęć do komercji - Trent Reznor mógłby się od nich troszeczkę nauczyć o konsekwencji. Grupy Beak - przy okazji, interesujący zespół, o ciekawej oprawie wizualnej, wysłuchaliśmy już siedząc na trawniku.
3
DZIEŃ DRUGI
Jednomyślność jest możliwa tylko pod chińskim murem. ŚWIETNIE! Koncert PJ Harvey bardzo różnie oceniany. Część wycieczki źle odebrała nadmiernie rozbudowaną sekcję towarzyszącą i wyreżyserowaną (określoną wręcz jako sztuczna) narrację koncertu. To marzenie o wcześniejszej PJ Harvey grającej w malutkim składzie, z chórkami. Mnie ta opowieść pokazana na scenie, rozpisana pewnie wcześniej kawałek po kawałku nie przeszkadzała - to był po prostu bardzo dobrze zrobiony performance, rządzący się swoimi prawami. Literacko było ciekawiej - biografię Lema autorstwa Wojciecha Orlińskiego dobrze się czyta - faktycznie, poza rozdziałem drugim (holocaust we Lwowie) to jest książka bardzo zabawna. Druga - ważna w ciągu ostatniego roku (po "Zagładzie i gwiazdach") o autorze "Solaris". Interesująca dla lemofilów, ale nie tylko, bo Orliński sam mówi, że jest dziennikarzem nie naukowcem i dlatego doskonale się jego książkę czyta. Co Richard Dawson - Brytyjczyk o aparycji emerytowanego pastora z angielskiej prowincji - wyprawiał z głosem i gitarą, trudno opisać - trzeba posłuchać. Zaczynam mieć takie wrażenie - na offie - im starszy muzyk, tym lepszy. Im bardziej przeciętny ma wygląd, tym ciekawszy daje muzyczny show. Wynika z tego, że grunt to się nie przejmować! Tematyka pieśni Dawsona to .. no właśnie ?? - melanż pasterskich bukolik z poezją Bretona. Lepiej nie potrafię wyjaśnić Artysta mnie zachwycił.
4 DZIEŃ TRZECI
Rano, może bliżej południa dowiadujemy się o skandalu, który miała wywołać (swoim występem) performerka p. Siksa, podobno była jakaś krew na kolanach, oburzenie, kontrowersje. Niestety nikt wiadomego performance'u nie widział - byliśmy na koncercie Dawsona (jeszcze raz do niego wrócę - napisałem na świeżo, że jest to coś jakby zbitka bukolik z okresu horacjańskiego z surrealizmem Bretona - potem nie olśniło - to jest pratchettowskie, ten sam ton uroczej i żartobliwej gawędy). W przerwie między energetycznym, kampowym (na pewno strojem) Idrisem Ackamoorem, a postprogresywnym, doskonale zgranym i zagranym (prawdopodobnie jeden z trzech najlepszych koncertów) Thee Oh Sees (dwaj symultaniczni perkusiści - to nie jest takie proste) - siedząc naprzeciw telebimu sceny leśnej - nagle widzę coś jak zabawka z dzieciństwa, wspomnienie z podstawówki i listy "trójkowej" - zaczyna grać Made in Poland. Bardzo dobrze grać. A już, widząc ich w programie, miałem ochotę zapytać - jak w wielu przypadkach informacji o gwiazdach niemego kina lub "złotej ery Hollywood" - "To oni jeszcze żyją?". Żyją i to całkiem dobrze. O stroboskopowym i dźwiękowym ataku Borisa, który nadwyrężył moją wrażliwość - zawsze przy takiej okazji przypominam sobie rozedrgany, szaleńczy, neonowy obraz Tokio z "Między słowami" albo japońskie party dwóch hakerów z nomen omen, właśnie "Hakerów". Rozpoczynający dzień na eksperymentalnej scenie duet azjatycki też nie porywał - za dużo w nim było zimnej stali, za mało uczuć. Lecz na koniec bardzo długi koncert Swans (plotka głosi, że ostatni i do tego właśnie w Polsce) - użyję skojarzeń - muzyczna mantra, układanie mandali dźwięków. Gdy widzowie wpadali w odrętwienie transową muzyką, nagle budził ich złamany, rozwalający kawałek. Znowu rządzą weterani. Dzień trzeci był chyba najlepszy, a bywalcy od wielu lat powtarzają, że to był najlepszy Off Festiwal od początku istnienia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

_________________________________________________________________________________________________________

"Projektor - kielecki magazyn kulturalny"

Paweł Chmielewski (redaktor naczelny)
Wydawca: Stowarzyszenie Twórcze "Zenit", ul. Zbożowa 4 lok. 11, 25-416 Kielce  www.zenit.org.pl

ISSN 2353-1037


Kontakt: projektorkielce[at]onet.eu   lub  605 343 341

Copyright by Stowarzyszenie Twórcze "Zenit".

Kopiowanie treści bez zezwolenia wydawcy jest naruszeniem ustawy o prawach autorskich.