Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, Gdynia 2017

"Człowiek z magicznym pudełkiem. Materiały prasowe organizatora

 

Korespondencja - Piotr Kletowski

Polskie kino w okresie przejściowym
Przeciąganie liny między Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego a środowiskiem filmowym, reprezentowanym zwłaszcza przez dwa ciała – Polski Instytut Sztuki Filmowej i Stowarzyszenie Filmowców Polskich – które wzmógł jeszcze spór o PISF (po odwołaniu minister Magdaleny Sroki), trwa w najlepsze.
Filmowcy nie chcą kręcić filmów, jakie chciałoby ministerstwo (czytaj większość narodu), a ministerstwo (co zrozumiałe) nie chce dawać pieniędzy na filmy, w otwarty sposób szkalujące Polskę pod rządami PiS. Ministerstwo chce niby rozmawiać, filmowcy – niby też, ale ani jedna, ani druga strona nie odpuszcza (choć w sumie można byłoby się jakoś dogadać, realizując kilka projektów „liberalnych” oraz kilka „konserwatywnych”). Co z tego wyniknie? Tego nie wie nikt. 
Szczęśliwie podczas festiwalu były filmy realizowane z wielką wrażliwością. Choćby zastanawiająca „Wieża. Jasny dzień” – w jakiś sposób podejmujące podobny temat jak „Pokot” Agnieszki Holland (z którego wymową absolutnie się nie zgadzam) – ukazująca wszelkie, jak najbardziej interesujące, tak pod względem estetycznym, jak i filozoficznym, możliwości tkwiące w kinie polemicznym względem tradycyjnych wartości, ale nie rozjeżdżającym ich jak czołg (jak w „Pokocie”), lecz ukazującym wielowymiarowość rzeczywistości, w jakiej żyje człowiek.
W debiucie Szelc (nagrodzonym za najlepszy scenariusz), przypominającym nieco „Teoremat” Piera Paolo Pasoliniego, w świat wieloosobowej rodziny przygotowującej się do Pierwszej Komunii córeczki – wchodzi kobieta: siostra, matka, córka – dziwna postać, której stan psychiczny (duchowy), tożsamość do końca nie jest poznana. I jak pasolinowski Gość pobudza duchową (ale i cielesną) aktywność członków rodziny. Do końca nie poznamy, czy tajemnicza kobieta jest wiedźmą wzbudzającą rezonans sił przyrody, czy może aniołem dotykającym bez lęku rzeźby Chrystusa, by rozbudzić w ludziach uśpioną duchową moc. Także zakończenie filmu, przywołujące z jednej strony obraz chocholego tańca, z drugiej biblijną scenę wyjścia niewolników żydowskich z ziemi egipskiej, z domu niewoli, wzbudza w widzu pytania natury metafizycznej, wieloznacznej, otwartej. Z pewnością, gdyby filmów takich jak „Wieża. Jasny dzień” zabrakło na kinematograficznej mapie Polski (bo, niesłusznie „skasowanych” jako filmy realizowane nie po „konserwatywnej” linii, a przecież nie jest to film jednoznacznie „lewicowy”) byłoby szkoda, bo właśnie takie filmy świadczą o wielkości kinematografii, w której są tworzone. Ze swojej strony zalecam wysłanie filmu Szelc do Cannes, przy swej niejednoznaczności ma on szanse na laury.
Najlepszym filmem, zresztą nagrodzonym na festiwalu Złotymi Lwami, był obraz „Cicha noc”, również pełnometrażowy debiut Piotra Domalewskiego, zrealizowany w wielce zasłużonym dla polskiego kina Studiu im. Andrzeja Munka. W filmie tym, szczęśliwie, nie pali się kościół, lecz jeszcze (mimo wszystko) do niego się chodzi, szukając zagubionego gdzieś w życiu, poczucia wspólnoty. A jednak nie jest to film pocieszający, ciepły, mogący być wizytówką „tradycjonalistycznego”, polskiego kina. Wprost przeciwnie. To drapieżny, nawiązujący do kina Smarzowskiego, choć niewolny od groteskowego zacięcia „Polaków portret własny”, widziany przez pryzmat bożonarodzeniowej nocy, gromadzącej pod jednym dachem rozproszoną po świecie (głównie na zarobkowej emigracji w Anglii) członków polskiej rodziny. 
Musimy bronić swojej schedy – mówi w pewnej chwili ojciec rodziny (znakomity Arkadiusz Jakubik), czyli czego? – pyta nie uzyskawszy odpowiedzi przybyły z Anglii syn. A jednak w tym obrazie destrukcji międzyludzkich wartości, rodzina wciąż staje się przystanią dla człowieka, punktem odniesienia w jego życiowych wędrówkach i bitwach. Jak kościół, do którego w finale filmu biegnie mała siostra bohatera. Chcę tam iść – mówi – by być ze wszystkimi. Z pewnością takie filmy jak Cicha noc stanowią wzór dla twórców polskiego kina, ukazujących prawdziwy, nieprzegięty ani w prawą, ani w lewą stronę obraz polskiego społeczeństwa. Film Domalewskiego – słusznie nagrodzony, wyznacza według mnie najwartościowszą drogę polskiego kina, filmy, które – choć nie podporządkowane jednej ideowej drodze, ukazują świat rozchwianych wartości, w których mimo wszystko jest miejsce na zrozumienie drugiego człowieka.
I takiego zrozumienia drugiego człowieka bardzo dziś potrzebuje zarówno polskie społeczeństwo, jak i polskie kino, mogące być tworzone jedynie w atmosferze zrozumienia, wielkoduszności i woli dialogu.
Aby jednak relacja z gdyńskiego festiwalu była pełna, wspomnieć muszę jeszcze o trzech filmach, podpisanych przez młodych twórców (nadzieja w młodości!), które wywarły na mnie duże wrażenie, a również wystawiają pozytywną cezurę współczesnemu, polskiemu kinu. „Zgoda” Macieja Sobieszczańskiego – rzecz o obozie dla Niemców zorganizowanym przez komunistyczne władze, w którym krzyżują się losy trojga młodych ludzi: Polaka, Niemki i Niemca. Polak – strażnik w obozie – zakochany w dziewczynie, robi wszystko, by uratować młodego Niemca, którego nad życie kocha dziewczyna. Finał filmu przynosi tytułową zgodę, ale jest to zgoda straszliwa, tragiczna, naznaczona śmiercią. Film Sobieszczańskiego nie jest filmem „rewizjonistycznym” – wiadomo, kto tu jest katem, kto ofiarą – ale w warunkach wojny tak naprawdę nikt nie pozostaje bez winy, konflikt deprawuje każdego, i – co najpotworniejsze – fizycznie zabija miłość.
„Człowiek z magicznym pudełkiem” Bodo Koxa – wspaniały filmowy melodramat, zrealizowany z kolei w rzadko u nas spotykanym gatunku SF, to popis nie tylko reżyserskiej inwencji, co przede wszystkim mistrzowskich umiejętności w ukazywaniu subtelnych stanów emocjonalnych zakochanych w sobie bohaterów. Pełnometrażowy debiut Jakuba Pączka „Reakcja łańcuchowa” – film, który spotkał się z niesłuszną obojętnością gdyńskiej publiczności, to może niepozbawiony błędów formalnych, ale wciąż jeden z najbardziej oryginalnych polskich obrazów ostatnich lat: kinofilski (każdy kadr dzieła jest odwołaniem do klasyki), wolny (reżyser zrobił go dokładnie tak, jak chciał) i precyzyjny w określeniu problemu młodych ludzi (pokolenia Czarnobyla), których jałowe życie portretuje, polegającym na całkowitym odrzuceniu duchowej strony egzystencji.

 

 

 

 

_________________________________________________________________________________________________________

"Projektor - kielecki magazyn kulturalny"

Paweł Chmielewski (redaktor naczelny)
Wydawca: Stowarzyszenie Twórcze "Zenit", ul. Zbożowa 4 lok. 11, 25-416 Kielce  www.zenit.org.pl

ISSN 2353-1037


Kontakt: projektorkielce[at]onet.eu   lub  605 343 341

Copyright by Stowarzyszenie Twórcze "Zenit".

Kopiowanie treści bez zezwolenia wydawcy jest naruszeniem ustawy o prawach autorskich.